Tak się składa, że ostatnio odwiedzamy Kraków przynajmniej raz na kilka tygodni. Zawsze staramy się wtedy odkryć miejsca, w których można zjeść na tyle dobrze, by warte były polecenia na blogu.
Tym razem wyszukałem w internecie coś, co miało dobrze wpasować się w gusta i aktualne potrzeby Ali. Miało być bezmięsnie i bezglutenowo. Idąc tym tropem trafiłem na blog Vegecouple i artykuł zatytułowany „Wegański Kraków”. Tam na pierwszym miejscu wymieniony został właśnie Bar Momo.
Po załatwieniu spraw służbowych przespacerowaliśmy się przez centrum Krakowa i trafiliśmy do lokalu znajdującego się przy dość ruchliwej ulicy. Nasze pierwsze wrażenie po przekroczeniu progu było bardzo dobre, choć musisz wiedzieć, że pod kątem kulinarnym jesteśmy raczej żądni przygód ;) Wnętrze baru ma bowiem dość specyficzny, surowy klimat. Od razu widać inspiracje Indiami i tamtejszym brakiem przywiązania do detali takich jak nieobdrapane ściany czy równo zawieszone tablice z menu ;) Jestem pewien, że niejednego estetę to pierwsze wrażenie mogłoby zniechęcić do zrobienia kolejnego kroku, my oczywiście podreptaliśmy prosto do lady, przy której składa się zamówienia.
Menu baru to ręcznie zapisane tablice z dosłownie kilkoma głównymi pozycjami. Bardzo fajne jest oznaczenie, które z dań są wegańskie, czy bezglutenowe. To bardzo pomogło nam w dokonaniu wyboru. Ja podążając za dobrymi opiniami przeczytanymi na wspomnianym wcześniej blogu, zdecydowałem się na specjalność szefa kuchni czyli Masala Dosa, zaś Ala zamówiła danie dnia w postaci cytrynowych grillowanych ziemniaków z bakłażanem i innymi dodatkami.
Wszystko co zjedliśmy i wypiliśmy było przepyszne. Zupa sambar rewelacyjna, orzechowy sos podany do mojego naleśnika to słuszny powód, by kolejny raz zawitać do Momo. Warzywa Ali również były bardzo dobre, świetnie przyprawione i orzeźwiające dzięki cytrynowej nucie.
Dla nas jednym w ważniejszych kryteriów oceny lokali gastronomicznych jest to, jak się czujemy po zjedzeniu obiadu czy kolacji. Po wyjściu z Momo czuliśmy się błogo – najedzeni, ale nie ociężali, oczarowani smakami i aromatami, których nie przypominam sobie z żadnej innej restauracji czy baru.
Podsumowując – bar wegetariański Momo to fajna perełka na kulinarnej mapie Krakowa. Świetne miejsce do stołowania się i zjedzenia szybkiego obiadu. Jedzenie proste, ale wyjątkowe w smaku, ze świetnym stosunkiem ceny do jakości. Nie jest to może lokal godny polecenia na romantyczną kolację czy spotkanie biznesowe, ale miejsce z duszą, do którego z wielką chęcią ponownie wrócimy.
Znam to miejsce. Krążyłam koło tego baru przez kilka lat (obok był „mój” przystanek autobusowy) i dopiero niedawno odważyłam się wejść i coś zjeść. Za pierwszym razem miałam mało czasu więc poprosiłam o coś do spróbowania. Oni tam mają takie mini zestawy dnia składające się z 4 małych potraw. Warzywa w sosie orzechowym zachwyciły mnie bardzo. Kilka tygodni później poszłam tam z koleżanką na pierożki tybetańskie, które polecam gorąco bo są równie pyszne (i ciekawie wyglądają) jak masala dosa.