Kuchnię orientalną kocham za to, że mogę najeść się jak świnka, a mimo to będę czuł się lekki jak motylek :) Ostatnio dzięki uprzejmości jednego z czytelników (Dzięki Łukasz!) mogłem zaopatrzyć się w składniki niezbędne do przygotowania wszelkiej maści wschodnich specjałów.
I nie, nie mieszkam na takim zadupiu, że nie mogę kupić sosu sojowego, ale sos sojowy to wbrew pozorom nie jest jedyny ani niezbędny składnik decydujący o tym, czy danie jest orientalne. Miałem możliwość odwiedzić kilkukrotnie Chiny i smaki, które z tych wypraw pamiętam udaje mi się odtworzyć w domu głównie dzięki produktom takim jak: olej sezamowy, sos ostrygowy, ocet ryżowy, sos rybny, czy świeży imbir. Równie istotny jest też sposób przygotowania potraw.
Moja dzisiejsza propozycja to efekt czystej improwizacji, wyszło to jednak na tyle dobrze, że postanowiłem zachować to danie w formie osobnego przepisu.
Ważna uwaga: pieczenie i smażenie odbywa się w dużej temperaturze i na bardzo gorących naczyniach – dzięki temu zarówno łosoś jak i warzywa bardzo ładnie przypiekły się i zarumieniły z wierzchu, w środku pozostały zaś soczyste i bardzo delikatne.
Użyte składniki
- Jedna, niezbyt duża porcja fileta z łososia
- Pół czerwonej i pół żółtej papryki
- Trzy ząbki czosnku
- Cebula dymka
- Małe opakowanie makaronu ryżowego
- Olej sezamowy
- Sos ostrygowy
- Sos rybny
- Sok z limonki
- Ziarna sezamu
- Przyparwy: imbir, cynamon, cukier brązowy
Przyrządzenie łososia
- Piekarnik rozgrzałem do maksymalnej temperatury i wstawiłem do niego puste naczynie żaroodporne
- W pierwszej kolejności przygotowałem marynatę: łyżkę soku z limonki połączyłem z łyżką sosu ostrygowego, łyżeczką oleju sezamowego, łyżeczką sosu rybnego, szczyptą cukru, szczyptą imbiru i szczyptą cynamonu – wszystkie składniki dokładnie wymieszałem
- Filet z łososia pokroiłem na podłużne, dość cienkie kawałki (ok. 2-3 cm szerokości), które następnie starannie pokryłem marynatą
- Zamarynowany łosoś dostał kilka minut na złapanie smaku przypraw (w tym czasie zająłem się makaronem i warzywami).
- Kiedy piekarnik i naczynie żaroodporne były już bardzo gorące, wyjąłem naczynie i szybko ułożyłem na nim wszystkie kawałki łososia. Mięso ryby w ułamku sekundy zaczęło pięknie skwierczeć. Przed włożeniem naczynia do piekarnika posypałem jeszcze wszystkie kawałki łososia ziarnami sezamu.
- Rybę wstawiłem do piekarnika na jakieś 5-6 minut. Chodzi o to, żeby z wierzchu zaczęła się już ładnie rumienić, a w środku była bardzo delikatna (niemalże surowa). Jeżeli nie masz pewności, czy Twój łosoś jest już upieczony, przekrój na pół jeden kawałek i sprawdź czy wnętrze już się ścięło i ma jasny kolor.
Makaron ryżowy
- Makaron przygotowałem zgodnie z instrukcją z opakowania
- Kiedy był już (prawie) gotowy, odcedziłem go i wrzuciłem do gorącego rondla
- Dodałem do makaronu łyżkę sosu ostrygowego, łyżeczkę octu ryżowego, łyżeczkę ziaren sezamu i wszystko delikatnie, aczkolwiek dokładnie wymieszałem.
- Tak przygotowany makaron odstawiłem w gorącym rondlu, żeby czekał na przygotowanie pozostałych części dania
Smażone warzywa
- Paprykę pokroiłem na długie, cienkie paski. Czosnek i cebulę dymkę na cienkie plasterki.
- Warzywa do tego dania przygotowałem „stir fry”, czyli szybko i zdrowo – dokładnie chodzi o to, żeby smażyć je w bardzo wysokiej temperaturze przez krótki czas, dzięki czemu z zewnątrz ładnie się przysmażą, a w środku zachowają to co najlepsze.
- Na bardzo gorącą patelnię z odrobiną oleju wrzuciłem w pierwszej kolejności paprykę, kilkadziesiąt sekund później cebulę, a kolejne pół minutu później czosnek – przez cały czas szybko i dokładnie mieszałem zawartość patelni
- Kiedy warzywa były już prawie gotowe, dodałem kilka kropel octu i oleju sezamowego, dzięki temu złapały dodatkowy smaczek.
Finał
- Na talerzu najpierw ułożyłem makaron ryżowy
- Na makaron nałożyłem jeszcze skwierczące, smażone warzywa
- Na samej górze wylądował dopiero co wyjęty z piekarnika łosoś
- Rybę skropiłem jeszcze odrobiną soku wyciśniętego z limonki
- Było nieziemsko smacznie!
spoko polecam się ;)
Rewelacyjne danie,uwielbiam łososia:)
Warto się pobawić – kuchnia orientalna to chyba jedyny przypadek, kiedy autentycznie zawsze chce mi się dłużej postać przy garach, żeby zjeść coś bardzo dobrego :-)