Tarty na słodko i słono to jeden z niezawodnych sposobów na pozbycie się z kuchni nudy. Ba, zwykle to jest po prostu świetna zabawa.
O przygotowanie tarty dostarczonej mi przez Delectę poprosiłem moją żonę Alicję. Dla mnie nie byłoby to wielkie wyzwanie, a tak mieliśmy w domu okazję do wspólnej zabawy i przygotowania tarty według naszego wspólnego pomysłu.
Niby stawiała opór, ale perspektywa wyśmienitego deseru podziałała na nią mobilizująco i postanowiła się zmierzyć z tym, do czego zwykle się nie miesza, tak jak jak nie mieszam się do innych ważnych domowych obowiązków (i wszystkim żyje się lepiej ;D). Alicja po wszystkim opisała nasze wspólne kuchenne boje. Zobaczcie jak to wyglądało z jej perspektywy:
Być żoną blogera kulianrnego
Mimo, że jestem żoną blogera kulinarnego nie bardzo z gotowaniem jest mi po drodze. Być może wynika to z tego, że mąż często mnie w tym wyręcza więc nie muszę tego robić. Z pieczeniem sprawa wygląda całkiem podobnie.
Za namową małżonka zabrałam się dziś do pieczenia Tarty na 1001 sposobów Delecta. Wydawało mi się, że pójdzie całkiem łatwo. To jednak nie okazało się prawdą.
Pierwszy rzut oka na opakowanie: To proste, więc do roboty!
Wsypuję zawartość dużej torebki do miski wbijam jajko i 125 g masła. W normalnych warunkach zupełnie nie zwróciłabym uwagi na to, że powinno być zimne. Na szczęście mąż czuwał i zwrócił mi na to uwagę (w sumie to wystarczyło przeczytać instrukcję ;) – Tomek). Myślę, że przeciętny nie-bywalec kuchni również nie zwróciłby na to uwagi.
“Odpaliłam” mikser jednak… nic z tego. Już po kilku sekundach odmówił współpracy, zaczęłam więc ugniatać ciasto ręką. Sprawdziło się. W końcu po dłuższej chwili udało mi się wydobyć z miski jednolity kawałek ciasta. Następnie położyłam go na stolnicy i zaczęłam rozwałkowywać dodając nieco mąki. Po chwili okazało się, że ciasto zaczęło kleić się do stolnicy i wałka, więc musiałam ratować. Dodałam więcej mąki i wałkowałam dalej tak aby uzyskać okrąg o średnicy formy.
Gdy ciasto było już rozwałkowane pojawił się problem jak przenieść je do brytfanki. Pomysł by nałożyć ją na wałek (widziałam jak to robią w TV;) był mój jednak wykonawcą był Tomek (obawiam się że w moim wykonaniu mogłoby to skończyć się źle dla ciasta). Po wszystkim doszliśmy do wniosku, ze formę mogliśmy po prostu wykleić mniejszymi kawałkami ciasta i też było OK. Potem już tylko nastąpiło “podziurkowanie” ciasta widelcem i włożenie do do piekarnika na 20 min.
Ciasto w piecu, teraz prostsza i przyjemniejsza część
W międzyczasie szybciutko pokroiłam owoce i przygotowałam je w miseczkach. I tak w jednej znalazła się pokrojona gruszka, w kolejnej brzoskwinia a w ostatniej borówki.
Następnie rozpoczęłam robić masę. Podgrzałam śmietanę na wolnym ogniu i gdy już wrzała zaczęłam dolewać rozpuszczoną zawartość mniejszej torebki. Zawartość garnka robiła się coraz bardziej gęsta, aż w końcu zaczęła przypominać budyń. Okazało się, że smak ma też podobny (bardzo dobra!). Tak przygotowaną masę rozlałam na już upieczonej podstawie tarty (po wyjęciu wyglądała bardzo ładnie). Wyrównałam nieco powierzchnię i zaczęłam pokrywać ją wcześniej przygotowanymi owocami. Efekt możecie zobaczyć na zdjęciu!
Pycha!
Tarta wyszła na prawdę bardzo dobra. Chrupiące ciasto, do tego lekko budyniowa masa i owoce. Pycha! W żadnym razie nie za słodka. Powiedziałabym, że w sam raz.
Na koniec dodam tylko, że gdyby nie pomoc Tomka mogłoby niestety nic nie wyjść z mojej przygody z tartą …… Jako że nie zajmuję się kuchnią na co dzień (prócz jej sprzątania ;)) miałam problem z podstawowymi rzeczami. Na szczęście mąż czuwał i zwracał uwagę na istotne rzeczy. Zapewne gdybym robiła tartę po raz drugi poszłoby mi znacznie lepiej. Z uwagi na efekt końcowy, jaki uzyskałam jestem przekonana, że na pewno to powtórzę.
Co powie Tomek?
A co ja mogę napisać o finalnym efekcie naszej zabawy? Wyszło super, choć było kilka chwil lekkiej paniki np. przy przenoszeniu ciasta do formy :-) Ciasto delikatne i chrupiące, zaś kremowe nadzienie nie przesadnie słodkie i będące bardzo dobrym tłem dla owoców, które dumnie zwieńczyły nasze dzieło.
Tarty na 1001 sposobów – komu poleciłbym ten produkt?
Nie poleciłbym totalnym laikom. O ile samo wymieszanie składników i wyrobienie ciasta nie stanowi najmniejszego problemu, to zrobienie tego w krótkim czasie – tak aby ciasto było zimne i łatwo było go rozwałkować, wymaga już przynajmniej odrobiny wprawy i doświadczenia. Warto ewentualnie przećwiczyć choć raz przygotowanie takiej tarty zanim zdecydujesz się upiec ją dla ważnych gości ;) Cała tajemnica w jej przygotowaniu polega na sprawnym i szybkim wyrobieniu oraz na jeszcze bardziej sprawnym przełożeniu rozwałkowanego ciasta do formy.
Na pewno poleciłbym Ci zakup jednego lub dwóch opakowań na zapas – to może być wybawienie, kiedy trzeba będzie szybko przygotować coś reprezentacyjnego dla niezapowiedzianych gości, lub gdy znienacka obdarowana zostaniesz wiaderkiem malin z babcinej działki. Tarty na 1001 sposobów Delecta w wersji słodkiej to bardzo fajny produkt, z którego sam bez wahania ponownie skorzystam.
Jeżeli temat Cię zainteresował, więcej pomysłów i przepisów znajdziesz na stronie www.delektujemy.pl
Smacznego!
jaka śmietana? dokładniej, boje się , że President 30% zewrzeje ;/
Do deserów używam zwykle 36%
Ha! Tarty to jest to, chyba najładniejsze desery jakie robie w domu bo wystarczy nawrzucać owoców i będzie dobrze. Fajnie też wychdodzi z galaretka :D
Ja tam za galaretką nie przepadam, ale coś w tym jest, że tarta z owocami wygląda rewelacyjnie i nie trzeba nawet przykładać się do układania owoców na wierzchu :-)
Wygląda przepysznie, dodałabym jeszcze maliny dla ładnych kolorków – choć i tak już jest kolorowo i pyszniasto :)))
dobrze, że żona ma świetną figure i może sobie pozwolić na degustacje :D
nie potrzebujecie przypadkiem degustatorów?
Kaja mamy jeszcze tartę na słono do zrobienia, tak że przyjmujemy zgłoszenia – proszę pisać do Ali :-)
Super. :) Też ją testowałam i wyszło baardzo smacznie!
Smacznie to fakt :)